środa, 17 sierpnia 2011

Hola !

Ok. Monet - przedstawiam drugą odsłonę czegoś co może wzbudzi Twoje zainteresowanie.

"Weiser Dawidek" Pawła Huelle (chyba mój ulubiony autor)

Czy byłeś kiedyś w Gdańsku dłużej niż urlop, dalej niż Westerplatte i ciekawiej niż Długi Targ? Jeżeli tak jest to opowieść dla Ciebie, jeżeli jest inaczej to koniecznie przeczytaj.
"Weiser Dawidek" to nostalgiczna opowieść o nieistniejących czasach, osadzona w realiach powojennego Gdańska. Autor wraca do utraconego czasu dzieciństwa, beztroskich zabaw, pierwszych doznań elementów dorosłego życia.
Czwórka przyjaciół zaprzyjaźnia się z chłopcem, tytułowym Weiserem. Nikt z nich nie spodziewa się jakie oddziaływanie na ich niedalekie i późniejsze życie będzie miała ta znajomość. Weiser okazuje się utalentowanym młodzieńcem, uzdolnionym w każdej dziedzinie. Niestety jego zainteresowania zahaczają również o elementy zakazane, niebezpieczne wręcz magiczne które to doprowadzają do tragicznego (?) końca, tak naprawdę niedopowiedzianego pozostawiającego czytelnika z pytaniem na które musi odpowiedzieć sam.
Oprócz tytułowego wątku, jest to opowieść o nieistniejącym już Gdańsku (kto pamięta lotnisko na Wrzeszczu a właściwie na Zaspie?), o miejscach nieistniejących ale których oddziaływanie na współczesność jest ciągle odczuwalna.
Również jest to opowieść o Polsce i Polakach, o ich trudnych powojennych losach (śmierć Piotra w robotniczych rozruchach, emigracja Elki). Zachęcam każdego do lektury (dla lubiących się pośmiać - warto zwrócić uwagę na bijatykę w barze i Żółtoskrzydłego).

Do pochrupania - Grissini

Jeżeli usłyszeliście dzwonek do drzwi a nie macie w pamięci stłuczki na parkingu albo sąsiadki pogryzionej przez waszego mieszańca - to mogą być tylko niespodziewani goście.
Oczywiście jest na to sposób. Skok do lodówki, drożdże ze świąt - są, woda w kranie - jest, cukier w cukiernicy - jest, olej - jest (u sąsiada). Uff... jesteście uratowani - można robić imprezę na której również można błysnąć talentem kucharskim (w cenie). Oczywiście mowa jest o grissini, które można zrobić ze wszystkiego, wzbogacić dodatkami które z tej banalnej przystawki uczynią królewskie danie. Uwaga: jest to banalnie prosta potrawa którą można w banalny sposób zepsuć (co zdarzyło mi się wielokrotnie) :-).
Do rzeczy.
Składniki;
- 350 g mąki pszennej (1/3 worka) a w sumie może być i żytnia (Uwaga: nie może być zbyt miałka). Potem w czasie wyrabiania możesz jeszcze trochę dodać tak żeby uzyskać plastyczną i rozciągliwą masę, która nie będzie się lepiła do rąk,
- 200 ml letniej wody (może być z kranu) - krótko mówiąc niepełna szklanka,
- 50 ml oliwy (może być z oliwek, jeżeli macie możliwość, można dać oliwę o aromacie truflowym (czad!) albo czosnkowym) - 50 ml to tyle miejsca ile zostało wam w szklance po wlaniu 200 ml wody :-)
- 2 łyżeczki drożdży ( lub mała paczka suchych drożdży),
- 1 łyżeczka cukru lub 2 łyżeczki miodu,
- 1,5 łyżeczki (nie łyżki - kiedyś dałem - niezjadliwe) soli.
Drożdże należy połączyć z ciepłą wodą, cukrem lub miodem, zostawić 15 minut do wyrośnięcia. Dodać do mąki (mąkę przesiać), wlać oliwę, dodać sól. Teraz ważne - można dodawać różne aromatyczne zioła (oczywiście z umiarem), swietnie komponuje się kumin rzymski, bazylia, czosnek. Można dodać parmezan. Wiecej nie podpowiadam. Ciasto po wyrobieniu włożyć do jakiegoś naczynia, przykryć kuchenną ściereczką (w oryginale płócienną) i poczekać do wyrośnięcia - czyli spojrzeć na nie po ok 15 minutach. Jeżeli stwierdzicie że powiększyło swoją objętość, można działać dalej. Z ciasta formować cieniutkie, długie pałeczki. Położyć na blasze, na papierze do pieczenia, powlec rozbełtanym jajkiem lub oliwą (można też nie powlekać niczym), posypać delikatnie albo ztarkowanym serem albo morską solą albo kminkiem - piec do rumianości w 200 st.C. Po upieczeniu spożywać z wszystkim co przyjdzie wam do głowy.

Smacznego

Zaczytany

sobota, 13 sierpnia 2011

Cześć, Hi, Zdrastwujtie

To mój pierwszy w życiu blog :-)

Moją pasją jest czytanie i gotowanie - stąd nazwa bloga.
Chciałbym zamieszczać recenzje książek które udało mi się przeczytać (bez zaśnięcia), oraz przepisy które własnoręcznie wypróbowuję z lepszym lub gorszym efektem. Moim pisaniem chciałbym zachęcić wszystkich do czytania (może nie czegokolwiek), dobrą recenzją otworzyć przed poszukującymi nieograniczony świat wyobraźni jaki można zafundować sobie niewielkim kosztem (trochę czasu i chęci).

Może na początek - "Uwikłanie" Zbigniewa Miłoszewskiego.

Czy byliście kiedykolwiek w złym nastroju bo nie mogliście porozumieć się ze swoją córką, żoną , matką lub staliście przed sytuacją braku kompletnego porozumienia z kimkolwiek? Na pewno. Okazuje się że jest metoda która pozwala odbudować relacje w prosty sposób, pozbyć się wieloletniego uwikłania w skomplikowane sytuacje, spojrzeć na swoje życie z boku jak na formę teatru w którym odgrywa się rolę jako aktor spektaklu w którym grają wszelkie osoby spotkane na Twojej drodze. Są to "Ustawienia Systemowe" Berta Hellingera forma delikatnej psychomanipulacji która bazuje na teorii tzw: pola wszechwiedzącego (bardzo ciekawe, ale to temat na inny post - może wkrótce...).
I tak właśnie zaczyna się ta książka. W trakcie wielodniowych Ustawień, prowadzonych w starym klasztorze w centrum Warszawy, zostaje okrutnie zamordowany mężczyzna. Pozornie sprawa wygląda na włamanie i morderstwo przeprowadzone na skutek nakrycia włamywacza na gorącym uczynku. Na miejsce zbrodni przybywa prokurator Teodor Szacki. Sam Szacki jest osobą której życie nie układa się tak jak chciałby każdy chłopiec wychowany na westernach, może i sam powinien być uczestnikiem ustawieniowego spotkania. Przeprowadza standardowe dochodzenie, które okazuje się być tylko czubkiem góry lodowej, mrocznej sprawy z przeszłości w którą, jak się okazuje, zamieszani są wszyscy bez wyjątku uczestnicy ustawień. Kolejno odkrywane fakty, odsłaniane kulisy zdarzeń powiązanych z zamordowanym wprowadzają nas w zasady działania mrocznej PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa, nieciekawej komunistycznej rzeczywistości, o której sam Miłoszewski mówi że nie była tak śmieszna jak filmy Barei a tak naprawdę miała twarz pluszowych misiów o twarzach seryjnych morderców i lalek o twarzach prostytutek. Sam prokurator Szacki uwikany w chylący się związek i początek romansu, okazuje się tylko manipulowanym narratorem zdarzeń które prowadzą do zaskakującego zakończenia. Gorąco polecam, naprawdę warto, czyta się jednym tchem.

Na koniec przepis - Zupa rybaka.


Z racji zawodu bardzo dużo podróżuję. Często mieszkam w różnych miejscach (szkoda że tylko w Polsce) które inspirują mnie do odkrywania nowych ciekawych smaków.
Kiedyś miałem okazję mieszkać przez okrągły rok w Trójmieście (polecam, chyba najlepsze miejsce do mieszkania w Polsce). Często odwiedzał mnie mnie mój Prezes (z racji posiadania mieszkania w Sopocie - łał !!!). Jest to człowiek bardzo towarzyski znający różne ciekawe miejsca.
Pewnego dnia powiedział - "Zabieram Ciebie na rybę do restauracji która jest w Sopocie od zawsze" - OK - chwila jazdy i jesteśmy na miejscu (a gdzie - domyślcie się albo poszukajcie - naprawdę warto!). Prezes - "Zamawiaj co chcesz, ale zacznij od zupy rybaka, naprawdę warto!!!"
I stało się. Zakochałem się w smaku, zapachu i w miejscu. Szukałem długo przepisu, a oto wypróbowany efekt moich poszukiwań:

- 2 marchewki, 1 piteruszka, kawałek selera, kawałek pora, 1 cebula, 2 ząbki czosnku do 2 litrów wody i gotować do miękkości.
- gdy warzywa będa miękkie, wyciągnąć a do wywaru wrzucić 2 kostki rosołowe. Wcześniej przygotowaną starkowaną lub pokrojoną w kostkę surową marchewkę wrzucić do wywaru i gotować. Obrać kilka ziemniaków (np.3 do 4), pokroić w kostkę i wrzucić do wywaru.
- rybę (surowy lub rozmrożony filet ok.300 do 500 g) pokroić w grubą kostkę, wrzucić gotować.
- ugotowaną marchewkę pokroić w kostkę i wrzucić do wywaru. Na próbę kiedyś wrzuciłem groszek zielony (bardzo ładnie skomponował się kolorystycznie i smakowo). Można a nawet trzeba wrzucić pokrojoną pietruszkę, seler, por i kawałek pikantnej papryczki.
- Na koniec dodać trochę ;-) pieprzu i dodać zmiażdżony czosnek (1 do 2 ząbków).
Smacznego

Pozdrawiam
Zaczytany